Forum Klub Odmieńców Strona Główna Klub Odmieńców

 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Fanfick z serii "Indiana Jones" - tytuł roboczy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Klub Odmieńców Strona Główna -> Twórczość
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Lati
Elf



Dołączył: 03 Cze 2006
Posty: 175
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Mroczna Puszcza, jarzysz, ziomku?

PostWysłany: Wto 19:26, 31 Lip 2007    Temat postu: Fanfick z serii "Indiana Jones" - tytuł roboczy

Zastanawiałam się dość długo (10 minut) czy wklejać to tutaj, czy też może poczekać lub też wcale nie pokazywać tego światu, ale co tam, raz się żyje, może komuś się spodoba (a jak się nie spodoba, to... <grozi paluchem>).
Na razie wersja wstępna, żeby nie powiedzieć robocza, z czasem powinno się rozwinąć, krytyka jak najmilej widziana. Powiedziałabym nawet, że jeśli to potrzebne, to proszę mnie "zjechać po całości", że tak sobie kolokwialnie powiem. Będzie to bowiem przesyłane na najlepszy portal o IJ w Polsce (o ile nie w Europie), gdzie wszyscy fani mają się tym zachwycać i byłoby smutno, gdyby im się nie spodobało. Dodam jeszcze tylko, że styl opowiadania jest kapeczkę ściągnięty od autorów książek o Indym Mr. Green



UNIWERSYTET PRINCETON - NOWY YORK - KWIECIEŃ 1928

- Mam już dosyć tych studiów, naprawdę. Nie po to wybrałam archeologię, żeby się teraz tak męczyć - Alice Wershencraft walnęła ze złością podręcznikiem w biblioteczny stół. - Lara, czemu się nie odzywasz?
- Bo mnie, w przeciwieństwie do ciebie archeologia interesuje. No i wiesz, Alice, coś ci powiem, skoro masz już dosyć tych studiów, to czemu się nie przeniesiesz gdzie indziej?
- Przecież mówiłaś, że twój wuj ma kancelarię prawniczą. Czemu nie miałabyś zacząć studiować prawa? - wtrącił Dorian Omfalopulos, siedzący obok Lary.
- Wiesz ile tam jest roboty? Nigdy nie zapamiętałabym tego całego kodeksu prawnego.
Lara i Dorian wymienili znaczące spojrzenia.
- No to cóż, pozostaje ci zostać z nami do końca. Pocieszę cię, że zostały nam tylko 3 lata do uzyskania tytułu licencjata.
- Tak, tak, wiem.
- Zaraz wracam, idę do działu historiografii - wtrącił szybko Dorian.
- Alice... Musisz tylko znaleźć jakiś punkt zaczepny... Jakieś szczególne zainteresowania. Może... może pojedziesz z grupą profesora Birdwicka na wykopaliska do Kamerunu? A może zapiszesz się do koła Odkrywców Na Własną Rękę? - zaproponowała Lara. - Zajmij się czymś konkretnym, będzie ci łatwiej.
- Hm, a wiesz, że zajęłabym się czymś bardzo chętnie... - zagadnęła Alice.
- Czym?
- A właściwie kimś... - sprostowała panna Wershencraft, kiedy mijał je jeden z profesorów. - Dzieńdobry, profesorze Jones.
- Dzieńdobry.
Lara mało co nię buchnęła śmiechem w twarz koleżance, odważyła się na ciche chichotanie dopiero wtedy, kiedy profesor Henry Jones Jr wszedł między półki z literaturą średniowiecza, na drugim końcu biblioteki.
- Alice, masz na myśli JEGO?
- Dziwi cię to? Trzy czwarte naszej grupy się w nim podkochuje. Nie udawaj nawet, że ty nie - Alice wycelowała oskarżycielko palec w kierunku koleżanki.
- Wyobraź sobie, że nie. Mam Doriana, zapomniałaś?
- I co z tego? Jestem pewna, że nasz Jones cię choć trochę pociąga - Alice posłała koleżance uśmieszek.
- No... No dobra, jest niezły, ale i tak wolę Doriana.
- I widzisz. Jest inteligentny, wykształcony, przystojny, dobrze zbudowany... I ma w oczach taki niepowtarzalny błysk...
- Oh, Boże, Alice, przestań, bo jeszcze rzucę mojego chłopaka i dołączę do grupki "zakochanych w Jonesie na zabój"! - zażartowała Alice. W duszy przyznawała jednak koleżance rację, facet taki jak on zdarzał się rzadko. Bardzo rzadko.
- Myślisz, że on ma żonę?
- Chyba nie, nie nosi przecież obrączki...
- To może dziewczynę? Wątpię, żeby taki niesamowity facet był sam.
- A tego to ja ci już nie powiem.
- Ale ja owszem, mogę odpowiedzieć, panno Wershencraft. - Indiana właśnie wyszedł zza półek. - Jeśli chodzi o te sprawy, to nie, nie mam nikogo. Czy taka odpowiedź panią satysfakcjonuje? - dokończył jakgdyby nigdy nic.
Alice i Lara wpatrywały się w swojego profesora z szeroko otwartymi oczami.
- Oczywiście, panie profesorze. Oczywiście - wybełkotała zaczerwieniona na twarzy Alice.
- Do zobaczenia na zajęciach.
Indiana oddalił się do wyjścia z wielkim uśmiechem na twarzy i księgą pod pachą, zostawiając za sobą zaskoczone studentki. Cóż, wcale nie musiał się przypadkowo gubić między półkami, żeby dowiedzieć się co myślą o nim te dwie dziewczyny.
- Laro, Alice, nie uwierzycie co właśnie przekazał mi Jones! Jedziemy z nim na wykopaliska! Do Egiptu! - Dorian aż podskakiwał z radości.


- Prawdopodobnie więc do przyszłego stulecia ta tajemnica zostanie odkryta - nowe technologie, nowe, świerze spojrzenia na wszystko, tropy pozostawione przez wcześniejszych badaczy... Nie oznacza to jednak, że jeśli ktoś się tym naprawdę interesuje ma przestać drążyć temat i poczekać aż jego własne dzieci, a może nawet ich dzieci rozwiążą sprawę - Profesor Henry Jones Jr. zakończył zdanie z uśmiechem.
- Profesorze? - jeden z tych wiecznie zadowolonych blondasków podniósł rękę.
- Teutul?
- Czy mógłby pan przedstawić nam teraz szczegóły wyjazdu na wykopaliska?
- Oczywiście - Indiana odwrócił się do tablicy i narysował na niej prowizoryczną mapkę. - To - zakreślił kółko na mapce - jest obszar na którym my i grupa osób z Towarzystwa Przyjaciół Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej będziemy stacjonować.
- Stacjonować? - wtrąciła brunetka siedząca koło Teutula. - Będziemy się bawić w wojsko?
- Nie, panno Brown. Trzeba jednak nadmienić, że jeszcze pare lat temu panowałą tam mała wojna i nadal jest tam trochę niebezpiecznie. Ludzie nie ufają już innym tak jak przed wojną, a zamieszki domowe są na porządku dziennym. My, jako, hm, ekspedycja naukowa, będziemy mieli jednak ochronę i specjalne pozwolenia na stacjonowanie na tamtejszym terenie, myślę więc, że nie ma się czego obawiać.
Po sali rozległy się pomruki niezadowolonych studentów.
- Cóż, po odgłosach wnioskuję, że nie wszyscy będą chcieli pojechać. Rozumiem to. Jednak jeśli znalazłby się ktoś chętny zapraszam dziś po 15.00 do mojego gabinetu, wtedy możemy porozmawiać o szczegółach.
- Profesorze Jones, ja mam pytanie.
- Słucham, Lois.
- Czy... Czy tam będą jacyś Arabowie, któży będa chcieli nas porwać - Lois mówiąc "nas" wskazała wzrokiem grupę jej koleżanek.
Klasa ryknęła śmiechem.
- Nie, nie wydaje mi się. Ale gdyby nawet, to liczę, że wasi koledzy ruszą na ratunek - odpowiedział beztrosko Indy. - Wykopaliska, a raczej poszukiwania będą trwały od 16 maja do 30 czerwca. 10 maja jest ostatnim terminem do wycofania się. Lista rzeczy, które należy zabrać będzie dostępna za tydzień i proszę się po nią zgłosić do mnie. Coś jeszcze?
Nikt ze studentów nie podniósł ręki.
- W takim razie jako zadanie domowe proszę przeczytać wszystko o zaginionym mieście Karnkh - Al- Khar. Dziękuję.


Indy rozsiadł się najwygodniej jak mógł w swoim niewielkim zagraconym gabinecie. Wcześniej poprosił sekretarkę, Frann Misouri o mocną kawę, do której miał zamiar dodać odrobinę brandy. Czeka go przecież męczące spotkanie ze studentami, a zwłaszcza ze studentkami, które jak sam widział miały na niego ochotę. Na samą myśl uśmiechnął się do siebie i zdjął okulary z nosa. Co jeszcze okropnego mam na siebie włożyć, żeby uznały mnie za starzejącego się, szpetnego mężczyznę, którego nie interesują kobiety - powiedział do siebie z uśmiechem na twarzy czyszcząc szkła okularów.
Czuł i dokładnie widział, że większość jego studentek darzy do jakimś uczuciem, mniejszym bądź większym. Kilka i jemu wpadło w oko, lecz ze względu na pracę i możliwe skandale, gdyby okazało się, że ma romans z jedną ze studentek, wolał utrzymać dystans pomiędzy nimi a sobą. Ot, taka przykra strona pracy nauczyciela.
- Profesorze, kawa - zakomunikowała Frann wchodząc do gabinetu Indy'ego.
- Frann, musisz mnie nazywać profesorem i tu? Już dość się nasłucham tego słowa podczas wykładów ze studentami.
- Oh, po prostu lubię patrzeć jak się złościsz - odpowiedziała słodko Frann.
Indiana powąchał zawartość filiżanki.
- Mmm, nic tak nie poprawia humoru jak dobra kawa przygotowana przez wspaniałą kobietę.
- Przez grzeczność nie zaprzeczę.
- Frann, możesz mi powiedzieć która godzina? Swój zegarek zostawiłem w domu.
- 14.45.
Indy westchnął.
- Zostało mi tylko 15 minut...
- Mam cię zostawić samego, tak?
Udał, że zastanawia się przez chwilę.
- Nie, wolałbym żebyś dotrzymała mi towarzystwa.
- O, nasz Samotny Jeździeć się uspołecznia?
- Coś w tym stylu. - Indy wstał zza swojego biurka i podszedł do krzesła stojącego pod ścianą całkowicie obstawionego książkami. Wziął je delikatnie do rąk i przełożył na jedyny wolny kawałek parapetu. Podniósł krzesło i podstawił je Frann.
- Miło jest rozmawiać i pić kawę w towarzystwie pięknej kobiety...
- Która przy okazji sama ci tę kawę zrobiła. Wiesz - Frann rozejrzała się po pokoiku Jonesa - jak nie umiesz opanować tego bałaganu, to mogę ci kiedyś pomóc posprzątać.
- Dzięki, propozycja godna rozważenia. - Indy zrobił chwilę przerwy. - Frann, tak naprawdę mam do ciebie sprawę.
- Wiedziałam, Jones, że nie możesz być tak miły bez powodu. O co chodzi?
- Jak zapewne wiesz za miesiąc z Uniwersytetu wyrusza wyprawa do Egiptu. Żeby nie owijać w bawełnę powiem tak - chcę, żebyś pojechała z nami.
Frann zrobiła zaskoczoną minę.
- Ja? Przecież nie jestem jednym z profesorów. Po co miałabym jechać?
- Frann, nie bądź taka skromna. Pickard mi powiedział, że kiedyś pracowałaś na londyńskim wydziale archeologii.
- To było dawno temu i nieprawda. Indy - zaczęła miękkim głosem - sama się zwolniłam, uznałam, że to nie dla mnie. Nie potrafię przebywać w takim chaosie, gdzie każdy student coś ode mnie chce. Jedyne co teraz mi wychodzi, to układanie papierków...
Indy uśmiechnął się do siebie. Jeśli jej przeszkadzała praca wśród studentów, to od egipskiego chaosu zwiariuje. Ale nie, nie przesadzajmy, będzie tam ochrona, poza tym, Frann to silna kobieta, na pewno to nie było powodem jej ucieczki z Londynu.
- Dlatego też chcę, żebyś pojechała. Przyda się nam ktoś, kto będzie mógł przygotowywać notatki, układać papiery i zdobywać dokumenty. Frann, to tylko półtora miesiąca, w pięknym miejscu, które zupełnie nie przypomina coraz bardziej brudnego Nowego Yorku. Frann... - Indiana zbliżył się do kobiety i wziął ją za rękę. - Frann, a może... Może coś między nami zaiskrzy właśnie tam... Z dala od sztywności i dziekana pchającego się z butami gdzie popadnie...
Jones sam nie wierzył w to co powiedział. Co prawda bardzo zależało mu na tym, aby Frann pojechała razem z nimi jako dodatkowy pomocnik, ale już od dawna czuł, że ich "flirtowanie na niby" może być jednak bardziej serio. Frann, myślał Indy, jest piękna, dowcipna, inteligentna i wolna. Czego chcieć więcej?
- Indiana... - Frann była nie mniej zaskoczona od samego Indy'ego. - Tobie też się wydaje, że między tobą, a mną...
- Nie wiem, zobaczymy - przerwał jej Jones. - To jak? Jedziesz?
- Nie, Indy, może innym razem.
- Ale czemu? - Indy był zdziwiony jej szybką odpowiedzią.
- Nie wiem, pomimo tego, że cię lubię, to...
- Frann, proszę, nie musisz mi dawać odpowiedzi dzisiaj. Ostateczny termin zgłaszania się mija 10 maja... Ale może dasz się ubłagać dziś na... - wypowiedź Indy'ego zagłuszyło mocne walenie w drzwi.
- Halo, profesorze, jest pan tam? Nie ma sekretarki, więc pukam od razu do pana. Profesorze Jones!
- Wejść - odpowiedział Indiana, choć niepotrzebnie. Przez drzwi jego gabinetu wychyliła się już głowa Teutula.
- Przygotuję dla pana listę oczekujących. Miłej pracy - Frann starała się, aby wszystko wyglądało oficjalnie.
- Frann! To znaczy, panno Misouri, czy da się pani zaprosić dziś na kolację? - spytał Indy, kiedy Frann dotykała już klamki.
- Zastanowię się, profesorze - odpowiedziała i wyszła.
- Ekhem, panie profesorze? - spytał Teutul, spoglądając to na Indy'ego, to na zamknięte drzwi - czy możemy już przejść do wyjazdu?
- Oczywiście. Siadaj Teutul. Czego chcesz się jeszcze dowiedzieć? Rozumiem, że chcesz w ogóle wyjechać?
- Tak, obawiam się tylko, że nie starczy mi pieniędzy. Wie pan, kłopoty finansowe rodziny, chwilowy brak pracy...
- Nie ma powodu do obaw, Paul. Uniwersytet uruchomił tajne składki finansowe, można się więc zgłosić po dopłaty. Wystarczy wypełnić jakieś formularze, przepraszam, jeszcze się nie dowiedziałem jakie. Najlepiej gdybyś się z tym zgłosił do dziekanatu. - Indiana pociągnął łyk kawy. Nie mógł się już doczekać wyjazdu. Słońce, piasek i poszukiwania. Tego teraz mu było trzeba. I jeszcze spokoju... Nie wiedział jak uda mu się go osiągnąć przy tylu studentach, ale był pełen nadzieji. Zresztą, myślał, może wcale nie będzie tak źle, może jego grupa okaże się nadzwyczaj zorganizowana, chociaż... wspominał przy tym własne początki kariery archeologa i musiał przyznać, że wcale nie było tak różowo. Studenci archeologii, zwłaszcza ci na pierwszym roku są nadzwyczaj... żywymi i ciekawskimi ludźmi.
- Profesorze, słucha mnie pan?
- Tak, tak, oczywiście. Wybacz, Teutul, ale miałem dziś ciężki dzień i czeka mnie jeszcze kilka ciężkich godzin. Idź teraz do dziekanatu i dowiedz się w sprawie tego dofinansowania. Jakbyś miał jakieś kłopoty, poinformuj mnie o tym. Aha, możesz poprosić następną osobę? Dzięki - rzucił, kiedy drzwi za Teutulem już się zamykały.
Do gabinetu Jonesa weszła Alice Wershencraft. Jones ciekaw był jak Alice, zazwyczaj pewna siebie, wygadana dziewczyna będzie zachowywała się po "przypadkowym spotkaniu w blibliotece", jak to nazwał.
- O, witam.
- Profesorze...?
- Taak?
- Chcę coś sprostować.
- Yhm...
- No... tak, bo widzi pan, to nie tak.
- Co nie tak? - Indy starał się aby jego głos nie brzmiał zbyt wesoło. Chciał sprowokować tę dziewczynę do mówienia.
Alice nabrała powietrza w płuca.
- Bo to nieprawda, że tak o panu sądzę. Wie pan, takie tam babskie gadanie. Myślę, że oboje możemy już o tym zapomnieć. - Alice zrobiła chwilkę przerwy. - Prawda?
Indiana upił kolejny łyk stygnącej kawy.
- Panno Wershencraft, ależ mi jest bardzo miło, kiedy słyszę takie rzeczy. Powiedziałbym nawet, że mi to schlebia, aczkolwiek dziekan i reszta profesorów może nie być aż tak pozytywnie nastawiona do tego typu wyznań, szczególnie jeśli mają one miejsce w uniwersyteckiej blibliotece. Proponuję więc albo już o tym nie mówić, albo mówić, tylko z dala od terenów uniwersytetu. Co pani na to? - Chciał znów zobaczyć te urocze rumieńce na jej twarzy, które wykwitły po tym, jak przyłapał ją i Larę Louster w bibliotece. - To jak, jest pani chętna na wyjazd?
- Tak, oczywiście. - Alice spojrzała na zegarek. - Pan wybaczy, ale muszę już iść. Za godzinę muszę być przed Central Parkiem. Umówiłam się z kimś.
- Nie zatrzymuję pani. W razie jakichś wątpliwości proszę się do mnie zwrócić.
Alice już miała zamknąć za sobą drzwi, ale zatrzymała się na chwilkę i odwróciła do Indy'ego.
- A tak między nami, profesorze, uważam, że jest pan nadzwyczaj seksowny we wszystkim co pan robi. Do widzenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lati dnia Sob 20:17, 05 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
bellaa
Gość






PostWysłany: Pią 14:17, 03 Sie 2007    Temat postu:

Cudowne Latku! To najfajniejsza rzecz jaką napisałaś. Jest po prostu super! Co prawda nie oglądałam ani jednego filmu ani nie czytałam żadnej książki o Indianie Jones, ale coś czuję, że to się zmieni. Czekam z niecierpliwością na dalszą część.
Ściskam.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Klub Odmieńców Strona Główna -> Twórczość Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin