Autor Wiadomość
Maawi
PostWysłany: Czw 14:37, 03 Sie 2006    Temat postu:

Komentarz do części nr 1
Miałam zamiar wyżyć się na tym Forum ducha winnym opowiadaniou, a już początek mię rozbroił. Moje ukochane przeciwstawne przymiotniki!
Dumbledore z tej opowieści powinien zostać przedszkolanką. Nieco zmieniony, ale zabawny. Plus.
"Do jasnej chimery"? "O, Wężousty Panie, daj mi siłę..."? Teksty SS są powalające <rodzina zamierza wydziedziczyć Maawi za nieopanowane wybuchy śmiechu>
Dlakuś? Dobźe się ciujeś, dziecińko? Za dziecinny!
Poza tym cudeńko. Zabawne i nieco absurdalne, rżeć, nie umierać.

Komentarz do części nr 2
Will jest świetny ^^ Część zabawna. I jeszcze ten szatański plan Kupognojka (wspaniałe nazwisko, nie ma co)... Podobało mi się zwłaszcza, że piszesz takimi króciutkimi urywkami jak Mierzeja Smile Pikne.

Komentarz do części nr 3
Miłość, wierność i grzeczność nakazywałyby raczej konstruktywną krytykę...
"Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył I Nadal Ma Się Dobrze" to wspaniała nazwa Smile
Chociaż właściwsza dla tego Pottera z Twojego opowiadanie to "Po Prostu Cieć". Co za cieć!
Rozmówki Rona z Arabellą są nieco denerwujące. Miały byś śmieszne? Są, ale tylko częściowo.
Błąd! Błąd logiczny znalazłam! Mwahahaha! Ten eliksir ujarzmniający... Najpierw Czarny charakter spoił nim Seva, potem się o tego publicznie pryznał, zwiewając i pozostawiają resztę napitku Dumblowi,. Dobra. Ale żeby deyrektor poił tym eliksirem swojego podopiecznego Severuska?! Coś tu nie gra.
"Nie ważne" pisze się razem.
Laska Malfoya! Latek, nie mogłaś się powstrzymać, co? ^^
Ale żeby Malfoy Senior... I Snape... Nieeee!!! Pomijając ten zastraszający szczegół, nieźle. Pisz następne, pisz następne!

Ha! A właśnie, że błędu nie ma! Odtrutka ma kolor jaskraworóżowy, natomiast eliksir, którym został zniewolony Snape był szarosrebrny i do tego migoczący! Sasasa, i co, i co, i co? Nie tak łatwo zagiąć Elfa, haha! ;D
Bella
PostWysłany: Wto 20:04, 01 Sie 2006    Temat postu:

Kochane Elfiątko, naprawdę nam się podoba i to nawet bardzo. Jest świetne! Poza tym, miłość, wierność (etc, etc) też jest ^^ natomiast nie potrzeba tego, żeby pisać pozytywne komentarze. Bo Artes Liberales aż samo się o nie prosi Smile
Lati
PostWysłany: Pon 18:52, 31 Lip 2006    Temat postu:

Nie chcę być nie skromna, ale teraz należą mi się pokłony - zmieściłam się w dwóch tygodniach! ^^ Przedstawiam kolejną, wprost dymiącą z papieru i klawiatury, pachnącą nowością część Artesu. Kończę tym samym rozdział pierwszy, niebawem (plus minus dwa miesiące :P) rozpocznę drugi. Tymczasem... Przygotujcie się na wielką niespodziankę, szok, traumę i tepe, i tede.
Uwaga, znów perwersja. A tego, o którym chciałybyśmy czytać najwięcej, jesli chodzi o perwersyjne klimaty, pozostawiam w prawie gołym niedosycie.

O, jeszcze jedno, to się wam naprawde podoba, czy tylko tak z grzeczności, miłości i wierności? :P



Harry Potter, Chłopiec Który Przeżył I Nadal Ma Się Dobrze nie mógł uwierzyć własnym oczom.
„Jak to, a gdzie ci w czarnych szatach? Gdzie Voldemort?”
Alfred Kupognojek zdawał się być niewzruszony faktem, że dwoje uczniów nakryło go na, musimy to przyznać, chwili perwersyjnego relaksu.
– No! – krzyknął przerywając ciszę, jaka zapadła zaraz po pytaniu Hermiony. – Ile jeszcze można było czekać! Myślałem, że wykituję, seryjnie!
– Słucham? – Harry poczuł jak wraca mu pewność siebie.
– Mówię przecież, dzieciaku. Myślałem, że już nigdy nikt nie przyjdzie go zabrać – Kupognojek wskazał ręką na Severusa, nadal klęczącego na podłodze i trzymającego w jednym ręku gąbkę, a w drugim mydło.
– To po co każe mu pan myć sobie nogi? Nie prościej byłoby wyrzucić Snape’a za drzwi?
– Nie, nie, nie. Skoro już tu ze mną jest, to niech się na coś przyda.
– Ale... Panie Kupognojek, co pan w ogóle robi?
– Eee... tego... – Kupognojek się zmieszał. – Bo wiecie... Ja już muszę...
– Panie Kupognojek? Pan się dobrze czuje?
Siwe włosy Alfreda Kupognojka zaczęły połyskiwać złotem, zaś łagodne dotąd spojrzenie bladoniebieskich oczu z sekundy na sekundę zmieniało się w drapieżne i stalowe.
– Puk, puk, można? – zza białych drzwi wyłoniła się głowa Albusa Dumbledore’a.
Wszystkie głowy obróciły się w jego stronę.
– Dyrektorze, jak to dobrze, że pan tu jest! Ze Snapem i panem Kupognojkiem dzieje się coś dziwnego! – Krzyknęła Hermiona.
– Profesorem Snapem, panno Granger – upomniał ją Dumbledore patrząc w stronę Snape’a dzierżącego w rękach ogromny ręcznik w kwiaty. – Severusie?
Ale Severus nie podniósł nawet wzroku.
– Severusie, słyszysz mnie?
Lecz Severus nadal nie reagował.
– Nie słyszy cię. – Kupognojek stał już przy drzwiach.
– Nie?
– Nie.
– Ooo... – zdziwił się dyrektor Hogwartu. – A to czemu?
– Łap! – Alfred rzucił do Dumbledore’a maleńki pękaty flakonik wypełniony jaskraworóżowym płynem. – Jedna kropla co godzinę! – krzyknął na odchodne i znikł wśród trzasków i dymu.
– O. No to się narobiło – stwierdził Harry.

*

Podczas gdy Hermiona, Harry i Dumbledore próbowali ocucić Snape’a w gabinecie Kupognojka Ron wybudzał się właśnie ze snu.
Rozejrzał się w około. Leżał pod stołem w otoczeniu niezliczonej ilości rąk i nóg, butelek po ognistej i popularnym w tym regionie napoju wyskokowym „Piaszczysty Joe”. Obok niego Neville wychrapywał właśnie refren „Welewetki”.
Weasley potrząsnął głową uderzając potylicą o stołowy blat. Krzyknął przeraźliwie nie przypuszczając jakie będą tego konsekwencje.
– Aaa!
– Ej! Czy ktoś tu jest!?
– Oł, oł, sss, moja głooowa...
– No, jak widać jedyny żywy z tej całej ferajny.
– Co?
– Młody... – szepnęła konspiracyjnie starsza pani. – Ty znasz może takiego jednego młodego?
– C-co? Pani, ja znam wielu młodych! O którego dokładnie chodzi?
– Taki, no... Złota szata, złote okulary, złoty sygnet...
- ...złoty ząb... – Rudzielec wyturlał się spod stołu.
– Co mówiłeś?
– E, nic, nic – Ron próbował ukryć śmiech. Poszukał wzrokiem baru i skierował swoje kroki w jego stronę. Staruszka podążyła za nim.
– Wiesz, taką długą brodę miał.
– To chyba nie jest aż taki młody – stwierdził Ronald nalewając sobie do szklanki wody. – Obawiam się, że i tak nie wiem o kogo pani chodzi.
– A, więc tego, no... Trudno się mówi.
– Niech pani poczeka! – krzyknął Weasley patrząc na odchodzącą starszą panią. – Nie widziała pani może chłopaka z czarną czupryną, w okularach i z blizną na czole?
– A bo mało ci tu takich? Co jeden a jakąś szramę na mordzie.
– Potter się nazywa. Harry Potter. – Widząc, że starsza pani nie kojarzy o kogo chodzi Ron mocno się zdziwił. – Nie słyszała pani nigdy o Harrym Potterze? Chłopcu, który przeżył? Wybrańcu? Dzieciaku z bilzną, bliznowatym, poczochrańcu, pupilku Dumbledore’a?
– Dumbledore! – staruszka podskoczyła i klasnęła w dłonie.
– Zna go pani?
– To on! To jego szukam! Wiesz gdzie go znaleźć, młody?
– Ee... zważywszy na to, że od kilku godzin spałem pod stołem, to... – Zauważył jednak wzrok staruszki i natychmiast przerwał. – Ależ oczywiście, że wiem.
Ron Weasley złapał kobietę pod rękę i razem wyszli na poszukiwania.

*

- Dyrektorze, czy myśli pan, że mógłby to być swego rodzaju wysłannik Voldemorta?
– Nie wiem, Harry. Zostawmy na później te pytania, teraz trzeba zająć profesorem Snapem.
Dumbledore skinął różdżką w kierunku Severusa i ten wstał z podłogi, głowę mając pochyloną mocno w dół.
– Hermiono, czy mogłabyś przytrzymać profesora w tej pozycji? Dziękuję. Ja tymczasem spróbuję zaaplikować mu ten eliksir.
– Czy to bezpieczne? – spytała Hermiona łapiąc Snape’a za rękę.
– Wydaje mi się, że tak.
– Wydaje się panu?
– Hermiono, daj spokój, przecież to Snape... – Harry syknął przyjaciółce do ucha. Hermiona trąciła go w żebra. – Ok, ok, na razie można mu darować.
Dumbledore wlał kroplę eliksiru do ust Snape’a, co spowodowało, że jego spojrzenie znów tchnęło życiem.
– Trzeba go zaprowadzić do jego pokoju. Harry, Hermiono, proszę za mną. A ty, Will pokaż nam gdzie ten pokój jest.
– Ta jest, psze pana! – nieco wystraszony Will odpiął z nad stołu lampę, otworzył szeroko drzwi i wyprowadził ferajnę na ciemny korytarz.

*

- Słuchaj, młody, ty dobrze znasz tego Dumbledore’a?
– Wie pani, dobry z niego człowiek. Nigdy nikomu nie dał szlabanu...
– A ma żonę?
– Ee... nie. Raczej nie. - Ron ściszył głos. – Ale wie pani, krążą pogłoski, że on i jego zastępca... Ekhem... Fiu fiu...
- ?
– No, że kręcą razem.
– A to zdrajca!
– Wy się znacie? – Ron ponowił pytanie sprzed parunastu minut.
– Poznaliśmy się – Arabella przyspieszyła kroku. – Jego zastępca, tak?
– No tak.
– Zastępca?!
– Ej, pani się w nim chyba nie teges, co?
– Nie mogę uwierzyć! Zastępca! A ja myślałam, że on mnie... Że on kobiety...
– Proszę pani, to tylko plotki. Niech pani nie biegnie tak szybko! Ej, niech pani uważa, bo...
<ŁUP>
- Kurde!
– Arabello, to ty?
– Albus? Albus! Jak możesz otwierać drzwi nie patrząc się czy ktoś zza nich nie wychodzi?!
– Było ciemno! I... i... Ja nie widzę przez drewno!
– Ja ci dam „nie widzę przez drewno”, ty! Ze swoim zastępcą, ty! W szkole!
– Jaki zastępca, Arabello?
– Nie wymigasz się, ty buraku! Na kaktusy igły liczyć polecisz, ty!
– Ronaldzie Weasley – Dumbledore spojrzał na Rudzielca spod okularów. – Wiesz może o co chodzi pannie Not Figg But Mango?
– Musimy porozmawiać, Albusie.
– Nie teraz. Teraz ja muszę iść coś zrobić...
Arabella wzięła jednak Dumbledore’a pod rękę i zniknęli razem za zakrętem.
– Harry, gdzie zniknąłeś z Hermioną?
– Próbowałam go zawlec na łóżko.
- ...
- ...
– Och, bo się schlał, głupku! Zresztą z tobą miałam postąpić tak samo, ale nie zdążyłam...
– Bo?
– Bo znaleźliśmy Snape’a, którego próbował sobie zawłaszczyć Kupognojek.
– Ten miły staruszek? – uśmiechnął się Ron.
– Szczerze mówiąc, to nie wiem czy to był naprawdę on... – zamyśliła się Hermiona.
– Jak to?
– Nie zauważyłeś, Harry, jak wyglądał zanim znikł?
– Ee... nie?
Hermiona westchnęła.
– Zmienił mu się wyraz twarzy, całkowicie!
– Hermiono – wtrącił Ron – nie każdy ma zawsze taki kamienny wyraz twarzy jak ty, wiesz?
– Z tobą to można rozmawiać, Ronaldzie. Nie ważne, ja idę spać.
– Branoc, Hermiono! – krzyknęli Harry i Ron, kiedy przyjaciółka znikła na schodach.
– Ale jazda, żałuj stary, że cię nie było.
– Zostawiliście mnie! Kilka godzin przeleżałem pod stołem - Powiedział z wyrzutem Ronald.
– A my w tym czasie znaleźliśmy otumanionego i łagodnego jak pufek Snape’a, wyrwaliśmy go z łap Kupognojka, odtruliśmy, choć nadal jest nieco... bezradny i odtransportowaliśmy do jego... yyy... kwatery...
– Czyli jutro będzie już normalnym wrednym Snapem...
– Wątpię czy kiedy obudzi się w TYM pokoju będzie normalny.
– To może... – Ronowi zaświeciły się oczy i już wyciągał rękę w kierunku snape’owych drzwi.
– Nie, Ron – powiedział Harry kładąc przyjacielowi dłoń na ramieniu i spuszczając głowę. – Jeszcze nie przyszedł na niego czas. Chodźmy do siebie – podniósł głowę, wyprostował plecy i wspiął się schodami w górę.

*

„Ciekawa jestem kiedy oni wreszcie wydorośleją” – myślała Hermiona przechadzając się korytarzami w poszukiwaniu własnego pokoju. „Szczególnie on” – uśmiechnęła się do siebie.
Podczas gdy panna Granger szła powoli przez skrzydło z dormitoriami dla dziewcząt, w pewnej komórce pod schodami* ktoś budził się właśnie z głębokiego snu...
– Halooo!
Hermiona przystanęła.
– Haalooo!
– Hej, gdzie jesteś?
– Haalooo! Słyszy mnie ktooo!?
– Taak!
– Tu ciemno jest!
– Ale gdziee?
– Nooo tuu!
Panna Granger ruszyła za głosem, dokładnie w stronę komórki pod schodami.
„Kolejny potrzebujący pomocy. Co za życie.”
Hermiona zbliżyła się do drzwi komórki i spróbowała je otworzyć. Były zamknięte.
– Żyje tu ktoś jeszcze?
– Co? – odpowiedział Hermionie głos zza drzwi.
– Czy jest tam jakiś zamek, zasuwka czy coś takiego, panie... panie..?
– Dziewczynko, nie mamrocz tylko wydostań mnie stąd wreszcie!
Hermiona, niewiele się zastanawiając, wysadziła zamek w drzwiach w powietrze, a to co zobaczyła zaparło jej dech w piersiach.
Na podłodze, skrępowany linami leżał nie kto inny jak pan Alfred Kupognojek!
– Pan Kupognojek!? – dziewczyna mimo całego zdziwienia celowała w starszego osobnika różdżką.
– Czy my się znamy, dziewczynko?
- Ależ oczywiście! Niech pan nie struga wariata. Co pan tu robi?
– Jak to co, zostałem porwany i uwięziony!
– Przecież przez cały czas był pan z nami.
– Dziewczynko, od przedwczoraj tu leżę, bez picia i bez jedzenia, w całkowitej ciemności. Czy mogłabyś mnie w związku z tym uwolnić?
Hermiona nie mogła się zdecydować.
– Skąd mam wiedzieć, że pan nie kłamie?
– Spytaj tego blondasa, który mnie tak załatwił.
– Blondasa?
– Taki wysoki. Zanim mnie ogłuszył kijem zdążyłem zobaczyć jego czuprynę.
– No dobrze, rozwiążę pana. Ale pójdziemy razem do Dumbledore’a.
– O, więc Albus już tu jest!
– Oczywiście, że jest. Przyjechałam razem z nim.
– Więc cała wycieczka dotarła już na miejsce, to dobrze. Idźmy do Dumbledore’a.

*

<PUK PUK>
- Panie dyrektorze, można?
– Oczywiście, oczywiście!
Hermiona wraz z towarzyszem weszła do tymczasowego gabinetu dyrektora Hogwartu.
Był to duży dwupoziomowy pokój w kształcie sześcianu, z drewnianymi schodkami prowadzącymi na drugie piętro, znajdującymi się pośrodku pomieszczenia.
Pierwsze piętro pełniło funkcję gabinetu. Wzdłuż ścian poustawiane były półki z książkami.
Druga kondygnacja była sypialnią i to właśnie z niej schodził po schodkach przebrany w złotą pidżamę Albus Dumbledore.
– Tak, panno Granger?
– Profesorze, przyprowadziłam panu gościa.
Alfred Kupognojek wyszedł zza pleców Hermiony.
– Alfred! Co ty tu robisz? – spytał Dumbledore, jednak nie wydawał się być zbytnio zaskoczony.
– Albusie, porwali mnie! Od przedwczoraj leżałem skrępowany w komórce pod schodami.
– Kto ci to zrobił, Alfredzie?
– Pan Kupognojek – Hermiona spojrzała krytycznym wzrokiem na staruszka – mówił, że ktoś go ogłuszył i rzucił na niego silencio. A ten ktoś miał podobno blond włosy.
– I był wysoki! – dodał pan Kupognojek.
– Rozumiem, rozumiem... Hm...
– Ale ja nie rozumiem, a raczej chciałabym zrozumieć, panie profesorze, jedną rzecz.
– Słucham.
– Skoro pan Kupognojek mówi, że od dwóch dni leżał zamknięty w komórce, a my przyjechaliśmy wczoraj, to kim jest, a raczej był, ten facet...
- ...lub kobieta... – wtrącił Dumbledore. – I tego nie można wykluczyć – wytłumaczył, gdy napotkał na wzrok Hermiony.
– KTÓRY odebrał nas z miejsca aportacji, zawiózł do szkoły, był z nami na imprezie i dręczył profesora Snape’a, wyglądając DOKŁADNIE jak pan Alfred?
– Masz już jakieś podejrzenia, dziewczynko? – spytał pan Kupognojek patrząc na przechodzącą z kąta w kąt Hermionę.
– Nie do końca. Wiemy jednakże jak wyglądał napastnik. Być może on i sobowtór pana Alfreda to jedna i ta sama osoba.
Kupognojek podrapał się w brodę.
– A licho go tam wie, mało ci tu u nas blondynów...
– Panie profesorze, co pan o tym sądzi?
– Myślę, że masz rację, Hermiono.
– Poza tym, zanim nasz sobowtór znikł zaczęło się z nim dziać coś dziwnego.
– A więc i ty to zauważyłaś?
– Jego włosy zalśniły złotem, a spojrzenie błysnęło stalą, więc...
- ...mamy tu do czynienia z...
- ...transmutacją, panie profesorze.
– Doskonale, Hermiono!
Dziewczyna wypięła dumnie pierś.
– Więc ten blondas chciał mnie załatwić i podszyć się pode mnie? Na zawsze?
– Nie, nie na zawsze, Alfredzie. Podejrzewam, że miał w tym jakiś cel, raczej krótkotrwały, bo gdyby chciał zostać tobą już na zawsze, to ukryłby cię w bezpieczniejsze dla ciebie, jak i dla niego miejsce.
– Dlaczego mnie po prostu nie zabił? – Alfred wyglądał na mocno wystraszonego.
– Dlatego, proszę pana, ponieważ bez pańskiego „wkładu” nie mógłby uwarzyć eliksiru wielosokowego.
– Panno Granger, jest pani naprawdę zdolną czarownicą! – Dumbledore uśmiechnął się szeroko i poprawił przekrzywioną szlafmycę. – Jednakże jest już bardzo późno, a jutro zaczynają się zajęcia, czas więc iść już spać. Idź już do swojego dormitorium, ja i Alfred mamy sobie wiele do opowiedzenia.
Hermiona przytaknęła i skierowała swoje kroki do wyjścia. Zatrzymała się jednak w progu.
– Panie profesorze?
– Tak, panno Granger?
– Chciałam się spytać gdzie będą odbywać się zajęcia?
– Jutro, a właściwie już dziś rano, dostaniecie kartki z rozkładem zajęć. Dobranoc.

*

Severus Snape miał tej nocy bardzo dziwne sny, jeśli nie powiedzieć koszmary. Przekręcał się z boku na bok, usiłując przyjąć wygodną pozycję.
– Ciii... Tylko go nie obudź – Severus usłyszał czyjś szept po swojej lewej stronie.
– Więc to ten biedny chłopak...
– Alfredzie, lepiej będzie żeby Severus na razie cię nie widział. Schowaj się za mną.
– O nie, ty mi o chowaniu się nic nie mów, dobrze?!
– Ciszej, Alfredzie! On potrzebuje teraz wypoczynku. Zaaplikuję mu tylko eliksir i ciebie też odtransportuje do sypialni. Na pewno padasz ze zmęczenia.
Severus drgnął na dźwięk słowa „eliksir”. „Czy to możliwe, żeby pan... to znaczy TEN CZŁOWIEK znów... Znów!?”
– No, Sev, otwieraj buźkę – Dumbledore schylił się nad Snapem muskając jego twarz przydługa brodą. – Tylko kropelka...
– Nie! Nawet się nie waż! – Severus poderwał się z łóżka jak oparzony.
– Nie śpisz?
– Nie dotkniesz mnie znów, ty, ty... potworze! – mówiąc to Severus wytężał wzrok w ciemności.
– To tylko ja, Albus...
– Dumbledore... – odetchnął Mistrz Eliksirów. – Wreszcie. Już myślałem, że on mnie... – poklepał się w gołą pierś. – Długo już tu leżę?
– Jakąś godzinę. I szczerze mówiąc myślałem, że poleżysz sobie jeszcze z kilka. Dziwne, jedna dawka antidotum i już jestes wśród nas.
– Przepraszam cię bardzo, Albusie, ale co dokładnie masz na myśli mówiąc „już jesteś wśród nas”? Czy ja...?
– Byłeś zahipnotyzowany, jeśli mogę tak to ująć.
– O Salazarze! - Severus złapał się za głowę. – I pewnie robiłem coś... dziwnego, tak?
– Nie, skąd – zaprzeczył dyrektor Hogwartu. – Dbanie o higienę stóp, to doprawdy nic złego.
Dumbledore usiadł za biurkiem i zapalił maleńką lampeczkę, dającą subtelne różowe światło.
– Proszę cię... Nie, ja cię błagam, powiedz, że to były moje stopy!
– To chyba były jednak moje stopy...
W krąg światła wszedł prawdziwy Alfred Kupognojek.
– Aaa!!! Odejdź, zwyrodnialcu! – Severus cofnął się pod ścianę, po drodze potykając się i prawie rozkwaszając sobie nos.
– Spokojnie, Sev. To jest prawdziwy pan Kupognojek. Ten, który chciał cię... hm, nazwijmy to... – zakłopotał się Albus. – Albo wcale tego nie nazywajmy. Tamten był kimś, kto się podszywał pod Alfreda.
– Nie bądź na mnie taki zły – pan Kupognojek wyciągnął rękę do Snape’a.
– Muszę... Ja muszę stąd natychmiast wyjść – zakomunikował Severus i natychmiast wyszedł z ciemnego pokoju.
– Severus, pidżama! – krzyknął Albus za przyjacielem w samych bokserkach.

*wszelkie podobieństwa są przypadkowe.
Iguanka.
PostWysłany: Wto 12:59, 25 Lip 2006    Temat postu:

Kwik. Duuuży kwik.
No bo ja ten fragment uwielbiam. Zwłaszcza, że dzięki mojej seme się dużo slashy naczytałam i mnie się wszystko kojarzy. Wink Zwłaszcza począteczek.
Pisz, Latuś, pisz, bo mnie suszy.
Lati
PostWysłany: Śro 17:20, 12 Lip 2006    Temat postu:

Część kolejna Artesu, niektórym już dobrze znana, bo wcześniej już publikowana. Kurczę, ale mi się ten cały początek nie podoba.
Ale ja to zmienię. Ja to wszystko pięknie ulepszę, unowocześnię, uelfię.
Tymczasem, czytać to, nie skarżyc się, że głupie, bo wiem, ale jak bym nie wkleiła, to nie napisałabym kontunuacji, i czekać na dalsze części (które wkleję gdzies za dwa, może trzy tygodnie, w odchyłach do miesiąca czy dwóch). ^^



- O mamuniu! A cóże mu się stało?
- Zemdlał.
- O mamuniu! Trza coś z tym zrobić!
- Will, powiedz profesorowi, żeby poszedł do reszty na parkiet, i przynieś przy okazji wiadro wody, a ja tymczasem go rozbiorę... – wskazał ręką na Severusa, leżącego na biurku.
Do Severusa powoli zaczęło docierać to, co działo się wokół niego - a niewątpliwie działo się wiele.
- Czy to już jest piekło? – spytał mrużąc oczy przed światłem naftowej latarenki, wiszącej dokładnie nad nim. Jak na sali operacyjnej.
- Drogi chłopcze...
- A jednak nie...
- Nic się nie martw. Zemdlałeś, ale już się tobą zajmujemy.
- Przepraszam bardzo, ale ja już muszę iść. Natychmiast.
- Prosze, panie Kupognojek, wode żem przyniósł.
- Dobrze Will, postaw wiadro na podłodze i wyjdź. Już, już, szybciutko.
- Oczywiście, oczywiście – i jak powiedział, tak też zrobił.
- Panie Kupognojek, co pan, do cholery, chce zrobić? – wysapał Severus, usiłując wstać.
- Leż spokojnie...
- Ale? – zaniepokojony zaczął się wiercić.
- Nie zmuszaj mnie bym użył siły.
- Ale... Ale ja mam różdżkę!
- Chodzi ci o ten patyk, który miałeś wepchnięty...
- STOP! Proszę nawet nie kończyć! Czy pan mnie... – Severus otworzył oczy ze zdumienia.
- Kto? Ja? Drogi chłopcze...
- Severus!
- Zdejmuj koszulę.
- Co?!

*

- Hej, barman! <chełp> Jeszcze raz to samo!
- Harry <chełp>, czy to nie <chełp> za dużo?
- <chełp> E tam... Za Snape’a!
- Za Snape’a!
- <chełp>

*

- Po moim trupie!
- Już wyglądasz jak nieboszczyk, trzeba cię rozgrzać.
- Koniec zabawy! – zakrzyknął Severus i zanim ktokolwiek zdążył zareagować...
<BUM>
- Ha! Nie tak szybko, mój chłopcze... – uśmiech Alfreda Kupognojka nie wróżył nic dobrego...

*

- Hermiono... Ałć! Nie ciągnij tak mocno!
- Jak to „nie ciągnij”! Trzeba cię wreszcie doprowadzić do porządku!
- Ała! Nie tak mocno! – chłopak próbował uczepić się paznokciami mikrometrowych szpar w podłogowych deskach.
- Harry!

*

- Sammie, powiedz mi, wiesz ty co to za przystojniak tam w kącie siedzi?
- To jeden z tych przyjezdnych. No wiesz, „miastowy”.
- Yhm... A coś taki samotny się wydaje, nie?
- A jak!
- Chyba potrzebuje kogoś, kto by go rozruszał.
- Zapewne.
Staruszki wymieniły spojrzenia i parsknęły głośnym śmiechem.
- No idź, Ar...

*

- Powiedz miły, gdzie twej różdżki trzon,
tylko on jest extra, tylko on...
Powiedz miły, co mam zrobić ci...
Powiedz, ach, powiedz, tylko to mi się marzy i śni...
– pan Kupognojek, jak było właśnie słychać, znał się na przebojach Fatalnych Jędz.
- DUMBLEDORE! – Snape natomiast chciał o nich jak najszybciej zapomnieć.

*

- Tu wolne?
- Dla takich miłych dam jak pani - zawsze.
- Pan tutejszy?
- Nie, z Hogwartu.
- Ach, rozumiem.
- A pani, panno... ?
- Arabella Not Figg But Mango. – Starsza pani wyciągnęła rękę w kierunku mężczyzny.
- Albus Dumbledore, bardzo mi miło – obok wspomniany ujął jej dłoń i szarmancko pocałował.
- Jestem miejscowa, Albusie...

*

- Harry! Przestań się tak wiercić!
- To przestań mnie tak ciągnąć!

*

- Nikt cię nie słyszy, drogi chłopcze. Wszyscy są zajęci zabawą.
Powiedz miły, co mam robić ci,
byś nie zapomniał, ach nie zapomniał tych pięęęknych dniii...
- RATUNKU!

*

- Uff, nareszcie... Moje biedne ciałko...
- Chyba raczej MOJE biedne ciało!
- Żartujesz! Jutro wszędzie będę miał siniaki!
- A ja to niby nie?
- Gdybyś była delikatniejsza, to oboje wyszlibyśmy z tego cało.
- I tak mi dziękujesz za to, że cię przeniosłam...
- PRZE - CIĄG - NE - ŁAŚ!
- ...przez cały budynek do twojego pokoju, bo ty się tak schlałeś, że nie miałeś siły sam do niego dojść?!
- Ja ci wcale nie kazałem tego robić!
- W takim razie, to twój zaginiony brat bliźniak odnalazł się nagle w tej wspaniałej gospodzie, uczepił się moich nóg i błagał ze łzami w oczach o pomoc, tak?
- To Voldemort! To on to wszystko ukartował! Widziałaś tych w czerni pod ścianą? To byli jego wysłannicy! To oni za tym stoją!
- Cicho!
- Co? Nie masz prawa mnie uciszać!
- Och, zamknij się, wydawało mi się, że ktoś krzyczy...
- To pewno to towarzystwo przy barze.
- Może...

*

- Jesteś więc dyrektorem wielkiej i sławnej Szkoły Magii i Czarodziejstwa... To ciekawe...
- W istocie.
- Ach, a co ty tam sam robisz, hm?
- Ależ ja tam wcale nie jestem sam.
- Nie?
- Mam pełno służących. To znaczy podwładnych – nauczycieli. Mam pod opieką całkiem liczne grono pedagogiczne. Wiesz, sam byłem kiedyś nauczycielem.
- Och, a czego takiego uczyłeś?
- Transmutacji - to bardzo ciekawy przedmiot.
- A tu jesteś sam?
- Tak. To znaczy nie. Jest ze mną przyjaciel, to znaczy nauczyciel eliksirów. Hm, właśnie, gdzie on się podział... Dropsa?

*

- Zobaczysz stary pierniku, ja się z tobą jeszcze policzę! – Severus odzyskiwał swe wrodzone umiejętności, dzięki którym nie na darmo uważany był za tak podłą gadzinę.
- Taaak, ależ ja się boję... Volens Nolens Victima*!
- POMOCY!

*

- Teraz ktoś krzyczał! Naprawdę!
- W głowie ci huczy.
- Sam jesteś huknięty. Musimy to sprawdzić.
- To sobie sprawdzaj, mi głowa pęka, nigdzie się nie ruszam.
- A jeśli to śmierciożercy?
To wystarczyło Harry’emu, aby zapomniał o zmęczeniu i kacu, a także, aby przypomniał sobie o tym, jakim wyjątkowym jest chłopcem.
- Idziemy.
I poszli.

*

- Drogi chłopcze?
- Tak, mój panie?
- Wiesz dlaczego jestem teraz twoim panem?
- Nie, mój panie.
- Bo stworzyłem plan.
- ...
- No, pytaj się „jaki to plan”?
- Jaki to plan wymyśliłeś, mój panie?
- Chytry, podstępny i zbrodniczy. Od samego początku wydawałeś mi się dziwny - byłeś taki tajemniczy, a zarazem odpychający. Postanowiłem cię więc zmiękczyć.
- ...
- Chłopcze, nie chcesz przypadkiem o coś spytać?
- W jaki sposób, mój panie?
- A, no widzisz, tu właśnie dał o sobie znać mój geniusz. Stworzyłem pewien eliksir... Eliksir, który rozpylany w twym otoczeniu powodować miał twą słabość.
Pan Kupognojek sięgnął do szuflady biurka, na którym wcześniej leżał Severus i wyjął z niej małą buteleczkę, wypełnioną szarym, migoczącym płynem.
- Co to jest, mój panie?
- Eliksir Niewolników, Serve Elixiri... Rozpylony w odpowiedniej odległości zapewnia osłabienie silnej osobowości. Jeśli zaś nie zadziała z taką siłą, z jaką powinien, wtedy trzeba go wzbogacić rzucając urok. I właśnie w ten sposób drogi chłopcze, stałeś się moim drogim chłopcem. A teraz zdejmij mi, proszę, skarpetki...

*

- To miejsce jest dziwne.
- Za spokojne dla ciebie, prawda?
- Bardzo śmieszne.
- Wiem. Harry, uważaj!
<ŁUP>
- ...tu jest stopień...

*

- Arabello, a nie korciło cię czasem, aby pójść w świat?
- Oj, no tak, tylko... No wiesz, brak czasu...
- A cóż ty tu robisz ciekawego, w takim razie?
- Zasadniczo... To znaczy, konkretnie, to pracuję.
- W szkole?
- No tak.
- Jesteś więc nauczycielką? Och, to wspaniale, przyjedziesz do nas z uczniami za miesiąc, prawda?
- Nie, nie do końca...
- Kimże więc jesteś, piękna lilijko? – Spytał Dumbledore wręczając towarzyszce kwiat zerwany z krzaczka, rosnącego na dziedzińcu.
- To będzie na razie moja słodka tajemnica... – Odpowiedziała Arabella, przyjmując kwiecie.

*

- Coś mi się wydaje, że z tymi śmierciożercami, to była lipa.
- Ale ja naprawdę coś słyszałam.
- Merlinie...
- Dobra, sprawdźmy jeszcze jeden korytarz - ten... najciemniejszy...
- Ok...

*

- Zimno mi...
- Tak, zimna dziś noc. Yhm, zimna... – Dumbledore zakrył się szczelniej beżowozłotym płaszczem.
- Ale, no wiesz, MI jest zimno... – Arabella spojrzała znacząco na Albusa.

*

- Hej, stój!
- Stoję przecież.
- Tutaj! – Hermiona wskazała różdżką na wielkie białe wierzeje.
- Słychać coś?
- Tak.
Harry i Hermiona przystawili uszy do drzwi.
- Snape?
- Hehe, Snape...
- Co się tak cieszysz, trzeba mu pomóc.
- No daj spokój. Słychać, że się chłopak dobrze bawi.
- Mówiąc do drugiego mężczyzny „mój panie”?
Harry wytrzeszczył oczy.
- Hermiono, czy ty myślisz o tym, o czym ja właśnie myślę?
- No nie wiem, jeszcze się tak nie stoczyłam...
- To... To może być... ON!
- Voldemort?
- Tak! Tak!
- Co ty gadasz!
- Przyszedł tu po mnie! Najpierw zebrał informacje od tych z dołu, potem stworzył plan! Śmiercionośny plan pokonania mnie! A Snape mu pomaga! Ale ja na to nie pozwolę! Ja go zaskoczę! – To mówiąc zebrał wszystkie siły, kryjące się w ciele cherlawego szesnastolatka i zrobił swój pierwszy krok w... stronę drzwi.

*

- Albusie?
- Tak?
- Miałeś kiedyś żonę?
- Hłe hłe... Nie, nie miałem... Dlaczego pytasz?
- A wierzysz w przeznaczenie? – Arabella przysunęła się bliżej do Albusa.
- Wiesz Arabello, ja chyba muszę już...
- Ależ ty nic nie musisz, mój ty Albusiu–Dumblusiu. – Przytuliła się do niego.
- Ech, tak mi przykro, ale muszę pójść do pokoju i wziąć lekarstwa. O, i chyba właśnie ktoś mnie woła. Naprawdę, bardzo miło spędziłem z tobą czas, Arabello. – Dumbledore zaczął się wycofywać.
- Ale Albusie...
- No, to do widzenia moja droga, do widzenia! – zakrzyknął znikając za rogiem.
- Ach, ci mężczyźni...

*

Albus Dumbledore, zszokowany i nadal nie dowierzający w to, co właśnie zrobił i mu zrobiono kręcił się po opustoszałych korytarzach gospody i szkoły w jednym.
„Jestem głupi” – myślał – „głupi jak gumochłon. Myślałem, że takie rzeczy przytrafiają się tylko Flitwickowi... Kolejna teoria runęła jak Mur Gobliński. Po raz pierwszy podrywała mnie inna kobieta niż Minerwa, a ja co? Ech, starość nie radość...”
Wędrując ciemnymi korytarzami dotarł do tego najciemniejszego – ciemniejszego niż dwanaście poprzednich.
Jego wzrok przykuła jedna rzecz – dwie postacie usiłujące przedostać się przez ogromne białe drzwi, znajdujące się na samym końcu korytarza.

*

- Chłopcze, szoruj mocniej!
- Tak, mój panie.
- Oo, taak...
<BUM>
- Ha! Przejrzałem cię, Volde... mor... cie... Pan Kupognojek? – Entuzjazm Harry’ego, który właśnie władował swe ciało do pokoju nieco przygasł.
- A kto ma być?
- Ale... ja myślałem, że to Czarny Pan... Zaraz, zaraz, to do kogo w takim razie mówił Snape?
- Profesorze Snape? Dlaczego myje profesor nogi panu Kupognojkowi?


*Volens Nolens Victima – (łac.) Chcąc nie chcąc ofiara; zaklęcie wymyślone przez autorkę, powodujące osłabienie silnej woli i charakteru oraz całkowite poddanie się osobie, która to zaklęcie rzuciła, słowem – tak zwane niewolnictwo.
oLa:)
PostWysłany: Sob 13:17, 01 Lip 2006    Temat postu:

Musze przyznac, ze mi sie podobalo;) bylo wiele momentow, w ktorych sie usmiechnelam...lubie tego typu opowiadanka Very Happy Pozdrawiam systkich Razz
jaskułka
PostWysłany: Śro 23:05, 28 Cze 2006    Temat postu:

Lati --> Nie pamiętam godności, ale jakieś dwie ukochane twoje bodajże z DK, co to je miziałaś. I jeszcze kfjatucha, pamiętam, pozdrowiłaś.
Ronka szaleje Rolling Eyes Po co ja to zwierzę zapraszałam? Smile
A niech tam. Każde forum powinno mieć Wariata.
Ronka
PostWysłany: Śro 22:58, 28 Cze 2006    Temat postu:

Ronka stwierdza iż jest to boskie opowiadanko śmichowe:DVery HappyVery HappyVery HappyVery Happy
Lati
PostWysłany: Czw 14:41, 22 Cze 2006    Temat postu:

No sorry, bejbe. Wykombinowałam skądś tę wersję i ja wkleiłam.
O jeju, a kto jeszcze betował, przyznać się? O__o
Lati przeporaszać, że z Lati jes taaaki głąb.

Ziri, ale ja cię i tak wkręcę w betowanie.
jaskułka
PostWysłany: Śro 20:32, 21 Cze 2006    Temat postu:

Ty sobie nie przypominasz, bo ja dostałam od Ciebie cały tekst w Wordzie, poprawiłam go po swojemu i wysłałam z powrotem, nie wytykając pojedynczych błędów i ten poprawiony tekst Ty najwyraźniej zignorowałaś Confused
Dzięki Ci, to ja tu z taką wrodzoną namiętnością i (!) gorliwie betuję, a Ty zapominasz... Borze, widzisz i nie grzmisz?!
Jaki html? Lati, umieszczanie tekstu w czymś takim jak "<" zakrawa niezawodnie na html, i Ty powinnaś wiedzieć to doskonale.
Jedna z twoich trzech zapomnianych bet, zła jak sama nie wie co.


edit: po krótkotrwałym namyśle impulsywna jaskuła postanawia więcej nie dać się wkręcić w żadne przyjacielskie betowanie, bo jak widać to wyłącznie strata czasu. No.

edit nr 2: nie proście nawet.
Lati
PostWysłany: Śro 19:43, 21 Cze 2006    Temat postu:

A wiesz Ziri, że zapomniałam na śmierć, żeś mi to pomagała betować? O__o
Ale i tak nie przypominam sobie nic o żadnym "owym" i "ówym". Serio.
Dzięki za takie pochlebne, miłe, kochane, cudowne, superhipermegaekstraodlotowe komentarze. Aż się zaczerwieniłam i spociłam. Wink
Część dalszą wkleję za <patrzy po kątach> trochę? ^^
I jeszcze jedno - jaki html?
jaskułka
PostWysłany: Śro 13:47, 21 Cze 2006    Temat postu:

Ja zaborcza? Ja zaborcza? A dogadać Ci, Jaszczuro? A wiesz, że "hołubię" się nie pisze przez "ch"?
Iguanka.
PostWysłany: Śro 13:32, 21 Cze 2006    Temat postu:

Ja bym bardzi chętnie kontynuacje zobaczyła. Ty wiesz, że ja się przy tym rozpływam, a zwłaszcza przy grzybkach. Ty wiesz, że to jest przecudne, cokolwiek by ktokolwiek nie mówił.
I że ja jestem na TAK. Choćbyś dalej napisała nie wiem co, to ja to hołubię (po wytknięciu błędu zmieniłam) i czczę.


Widzę, że beta zaborcza. W sumie dobrze, takie gorliwiej sprawdzają. :]
jaskułka
PostWysłany: Śro 12:00, 21 Cze 2006    Temat postu:

Och, wiesz, jak nienawidzę komentować dobrych opowiadań. Wiesz też, że to jest dobre. Ale przecież nie zostawię Cię na pastwę losu bez swojego komentarza, więc wygarnę Ci wszystko w punktach.
1. Dialogi Elfa, które dobrze znam, a które działają mi na nerwy, bo - przepraszam - kiedy rozmawia więcej niż dwie osoby, taki dialog po wymianie dwudziestego z rzędu toku myśli staje się dziwny i łatwo się w nim pomylić. Ale Ty wiesz też, że Cię lubię i dlatego przymykam na to oko Smile Sama zresztą mówiłaś, że lubisz pisać takie dialogi, więc na zdrowie.
2. Byłam kiedyś, jak niezawodnie pamiętasz, Twoją betą, jeśli chodzi o to opowadanie. Nie wiem dlaczego, nie uwzględniłaś mojej poprawy około połowy błędów. Do tej pory się zastanawiam, dlaczego mimo, że poprawiłam "owy" na "ów" wciąż i wciąż widzę to potworne "owy"...
3.
Cytat:
<BUM>

To mnie najbardziej odstręcza w całym tekście. Latuś, jeśli zaczynasz pisać opowiadania używając hateemelu, to chyba naprawdę powinnaś ograniczyć czas spędzany przy komputerze...
4. Beta. Dlaczego nie napisałaś, cholera, że Ci to betowałam, no? A to tak fajnie wyglądało Confused
5. Teraz pochwała; poprawiłaś te swoje Latusiowate duże litery po myślniku. Bardzo, bardzo się z tego cieszę.
6. Ma być kontynuacja, zrozumiano? I Herminy też. Koniecznie!
Bella
PostWysłany: Wto 12:45, 20 Cze 2006    Temat postu:

Latek, powtarzałam już to nie raz. Po prostu świetne. Severusowe, zabawne. Słowem - Latusiowate. Czekam na następne części.

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group